Przeżył zaledwie 56 lat, ale i tak zdążył odnieść sukces – w jednym z artykułów nazwano go wręcz ‘’Harrym Potterem świata technologii’’. Czy faktycznie w jego historii jest coś z życiowej magii, czy też planowania i szczególnej filozofii życiowej? Nie na darmo przecież o Jobsie nakręcono film, on sam zaś jest tak chętnie cytowany choćby przez mówców motywacyjnych.
Przekonanie o tym, że ktoś sławny od początku miał łatwiejszy start do osiągnięcia sukcesu, jest niestety dość powszechne. Często wyrażane jest przez postronnych, którzy nie mieli okazji widzieć trudów, jakie tej wspinaczce po najwyższe laury towarzyszyły. O Jobsie nie da się tak powiedzieć. Człowiek o trudnej historii rodzinnej – tuż po urodzeniu został adoptowany, któremu nie dane było ukończyć prawa. W późniejszym okresie życia, już jako współzałożyciel Apple, także miał chwile, gdy wydawało się, że wszystko już skończone i trzeba zaczynać od nowa. Przykładem niech będzie konflikt z Johnem Sculleyem, w wyniku którego musiał odejść z firmy. Po dziesięciu latach powrócił jednak w roli wybawcy – ratując swoją firmę przed upadkiem. Jednocześnie podkreśla się, że bywał piekielnie trudny we współpracy. Czemu zawdzięczał sukces?
Charakterystyczne dla Steve’a Jobsa było wizjonerskie podejście do życia. Był w nim wciąż poszukiwaczem. Niekiedy sprawiało to kłopoty sprowadzające się szkodliwymi dla organizmu dietami i eksperymentami z LSD. Innym razem Amerykanin udawał się do Indii w celu poszukiwaniu sensu życia lub potrafił zatrzymać premierę długo zapowiadanego urządzenia tylko dlatego, że drugorzędny element wewnątrz nie spełniał jego oczekiwań. Potrafił inspirować i traktował życie bez respektu tak, jakby każdy zamysł można było skutecznie przeprowadzić – byle tylko odkryć odpowiednią metodę.
Wspomniany trudny charakter Steve’a Jobsa potrafił sprawić, że życie jego współpracowników nie było najłatwiejsze. Walter Isaacson w swojej biografii słynnego wizjonera opisywał go, jako postać niezrozumianą. Jobs był rozczarowany wobec ludzi, ale wciąż potrzebował ich do spełniania swoich wizji i marzeń. Posłuszeństwo w realizacji swoich pomysłów zdobywał różnymi środkami – nie wykluczał w tym kłamstw i manipulacji, ale bywało też, że i histeria połączona z płaczem nie były mu obce. Pewien tragiczny charakter tej postaci, której życie skończyło się przedwcześnie, nie przeszkodził w upartym dążeniu do realizacji swoich wizji nawet wtedy, gdy inni ich nie rozumieli. Jego słynne wystąpienie na Uniwersytecie Stanford wygłoszone zostało w tym duchu: by traktować każdy dzień tak, jakby był ostatnim, bo taka chwila kiedyś nastąpi.
Powszechnie uważa się też, że Jobs był w swoim życiu bezwzględnym pracoholikiem, który nie wahał się dla celu swojego życia poświęcić relacje i rodzinę. Z całą pewnością właśnie tak było, ale jednym ze źródeł sukcesu był jego stosunek do pracy. We wspomnianym przemówieniu podkreślał, że praca zajmuje w życiu człowiek ogrom czasu. Warto więc robić jedynie to, co faktycznie kochamy. Jeśli jeszcze nie napotkaliśmy tego – musimy szukać dalej.
Steve Jobs był przekonany, że wszystko to, co spotykało go w życiu, działo się po coś. Dawało jakiś rodzaj lekcji w którego sens należało uwierzyć w nadziei, że Bóg, karma lub los nada temu znaczenie w przyszłości. W przemówieniu na Uniwersytecie Stanforda w ten sposób odnosił się do lekcji kaligrafii, na które chodził po rzuceniu studiów. Wówczas wydawało się, że nie będą miały sensu w perspektywie jego przyszłości. Później to właśnie dzięki nim urządzenia Apple otrzymały piękny krój czcionki. Steve Jobs był człowiekiem, który potrafił wykorzystywać nadarzające się szanse. Znajdował je zaś w prostych sytuacjach tam, gdzie inni pozostawali ślepi. Najważniejsza cecha amerykańskiego wizjonera? Bardzo możliwe.
Fot. Matthew Yohe/Wikimedia Commons/CC BY-SA 3.0,